Byłam na spotkaniu z panem Krakowskim apropos jego grafomańskiej i pełnej błędów książki "Pollywood". Straszny palant z przerośniętym ego.
Książka albo nie była redagowana, albo redagował ją sam pan Krakowski ;). Dużo błędów stylistycznych, język jak z najgorszej gawędy Janusza Głowackiego.Sam tytuł wprowadza w błąd, bo książka nie mówi o Polakach, ale w głównej mierze o filmowcach urodzonych w Polsce którzy z Polski uciekli kiedy tylko mieli okazję (w tych czasach dla nich zbawienną) , potem ukrywając ten fakt, albo nawet się go wypierając. Historie Goldwyna, Mayera i innych Zydów urodzonych na terytorium Polski są opisane barwnie i czytałoby sie to świetnie, ale język pana Krakowskiego jest za przeproszeniem do d. i gdzie tylko znajdzie miejsce, pan K. pochwali się swoimi wielkimi dokonaniami, albo tym, jak bardzo zalazł za skóre Billiemu Wilderowi,co chyba jest jego największym dokonaniem (jeśli jest prawdą). Spotkanie z Krakowskim pozostawiło mi niesmak kiedy bardzo nieprzyjemnie odniósł się do pytania pewnego pana- koło 70'- tki apropos Polonii w Stanach. Z NIMI nie miałem nic wspólnego... tak jakby mówił o czymś obrzydliwym. Dlatego ten pan jest dla mnie dupkiem.
Głowacki nieskładny gawędziarz ble, Krakowski grafomański megaloman ble - to kto, który autor najlepiej miałby taką książkę napisać?